„Śmierdzi od lat, ale śmierdzi coraz mocniej. Dzieci już nie chcą się bawić na podwórku” – alarmują mieszkańcy południowych dzielnic Krakowa. To kolejna odsłona śmierdzącego problemu, o którym informowaliśmy już kilka dni temu. Mieszkańcy robią kolejny krok i zbierają podpisy pod petycją, która ma zmobilizować urzędników do działania.
Problem odoru, który odczuwają mieszkańcy Płaszowa, Złocienia, Bagrów, Rybitw czy Prokocimia nie jest niczym nowym. Oczyszczalnia ścieków oraz zakłady przetwarzania odpadów działają tam nie od dziś, ale w ostatnim czasie zdaniem mieszkańców problem staje się coraz większy, a smród momentami jest nie do wytrzymania.
– Zazwyczaj na ogródku toczyło się nasze życie. Obiady, grille, spotkania ze znajomymi. W te wakacje nie wychodziliśmy prawie w ogóle – alarmuje p. Maria, mieszkanka Płaszowa, która przekonuje, że to nieprawda, że do smrodu można się przyzwyczaić.
Miasto zapewnia, że w ostatnich latach na ograniczanie oddziaływania zakładów wydano już 9 mln złotych, a trwają właśnie starania, by udało się pozyskać kolejnych 20 mln. Warto pamiętać jednak, że to nie załatwi całego problemu, a jedynie rozwiąże kwestię zapachu pochodzącego z oczyszczalni ścieków. Miasto nie ma bowiem bezpośredniego wpływu na prywatne zakłady garbarskie czy przetwórstwa odpadów, które również działają w okolicy- i jak wynika z przeprowadzonych kontroli, odpowiadają za lwią część smrodu, który dociera do mieszkańców Krakowa.
Mieszkańcy rozpoczęli zbieranie podpisów pod petycją, która ma zmobilizować służby i urzędników do działania. Mają bowiem dość mieszkania w tak wątpliwej jakości warunkach. Problemem jest jednak sama definicja smrodu i prawo, które wciąż nie do końca reguluje kwestie dotyczące nieprzyjemnych zapachów dobywających się z fabryk czy zakładów przetwórstwa.