W centrum Wieliczki stanęło młyńskie koło… choć w świetle prawa, to dźwig. – Bardzo dziwny ten dźwig. Wysoki jest i to tyle podobieństwa – ironizuje Pani Beata, która codziennie pokonuje trasę przy Kopalni Soli w Wieliczce, gdzie pojawiła się nowa instalacja. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że o postawieniu „dźwigu” nie wie nic konserwator zabytków, a sama kopalnia znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, a to konkretne wymagania i obostrzenia dotyczące np. organizacji na terenie przyległym do kopalni wesołego miasteczka.
O sprawie zrobiło się głośno jeszcze zanim diabelski młyn rozpoczął funkcjonowanie. Trudno zakładać, że właściciele obiektu myśleli, że „mieszkańcy się nie zorientują”, bo instalacja ma aż 32 metry wysokości i stoi w samym centrum miasta przy szybie Daniłowicza, zaraz obok głównego wejścia do kopalni. Okazuje się jednak, że za nową atrakcją nie stoi dyrekcja kopalni, która teren pod postawienie „dźwigu” wydzierżawiła spółce specjalizującej się w branży mobilnych parków rozrywki.
Koło młyńskie usadowione jest na naczepie TIRa, co pozwala na jego szybkie przemieszczenie, bo według zapewnień właściciela tej atrakcji, w Wieliczce będzie ona dostępna jedynie do końca czerwca. Po tym terminie „dźwig” pojedzie do Sopotu, gdzie stanie przy molo. Zanim to się jednak stanie, dyrekcja kopalni będzie musiała zmierzyć się z poważnymi zarzutami kierowanymi w jej kierunku m.in. przez mieszkańców Wieliczki, a problem może okazać się dużo większy.
Problem w tym, że o postawieniu urządzenia nie wiedział Małopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków, który – jak ujawnił radny miejski Bartłomiej Krzych – nie wydał zgody ani nie opiniował tej instalacji. Odpowiedź w tej sprawie radny opublikował w mediach społecznościowych, co dodatkowo podsyciło emocje. Małopolski Konserwator Zabytków zapewnia bowiem, że nie został poinformowany o planach budowy diabelskiego młyna i nie opiniował również takiej instalacji. W social mediach nie brakuje krytycznych komentarzy i pytań mieszkańców.
Należy wyjaśnić również dlaczego ów diabelski młyn jest nazywany „dźwigiem”- okazuje się bowiem, że tak właśnie obiekt został zgłoszony. W praktyce oznacza to, że wymaga on jedynie przeglądu Urzędu Dozoru Technicznego. Nie ma zatem konieczności opinii inspektora budowlanego, straży pożarnej, czy innych instytucji, które określiłyby czy obiekt jest bezpieczny i spełnia wymagania stawiane przed tego typu instalacjami, na których przewożeni są ludzie. Władze kopalni zapewniają, że wszystko jest zgodne z prawem, a sam obiekt posiada niezbędne certyfikaty.