Wjechał samochodem w watahę dzików, bo… pomylił mu się pedał hamulca i gazu. Teraz krakowska policja szuka świadków tego zdarzenia, bo śledczy mają coraz więcej wątpliwości w sprawie przebiegu wypadku i kilka wykluczających się wyjaśnień.
Do zdarzenia doszło w ubiegłym tygodniu na krakowskim Ruczaju w rejonie ulic Lubostroń oraz Kolistej. Z raportu policji, która została powiadomiona przez kierowcę terenowego samochodu o zdarzeniu, wynika, że dziki wbiegły pod koła nadjeżdżającego samochodu. Nieoficjalna wersja kierowcy mówi o tym, że miał pomylić pedał gazu z hamulcem i w wyniku tego przejechał po co najmniej dwóch dzikach.
wideo: Barbara Pieknik Cichy (materiał poglądowy pochodzący z archiwum prywatnego, nie obrazuje opisywanego zdarzenia)
Policja otrzymała jednak telefony z nieco inną wersją przedstawianą przez świadków tego zdarzenia. Przekonywały one, że to kierowca terenowego samochodu widząc watahę dzikich zwierząt, przyspieszył i – ich zdaniem, celowo wjechał w dziki. Spłoszona wataha miała uciec w kierunku ul. Lubostroń, a dwa ranne dziki zostać na ul. Kolistej. Policja poza słownym przekazem nie ma jednak żadnych danych potencjalnych świadków i dlatego apeluje o kontakt z komendą główną lub najbliższym komisariatem.
Zdarzenie zostało zakwalifikowane przez policję jako „losowe”, a brak oficjalnych zeznań świadków potrącenia zwierząt powoduje, że śledczy nie wszczęli dochodzenia w tej sprawie. Chcą jednak wyjaśnić wszystkich niejasności i rozbieżne wersje przedstawiane przez kierowcę, policjantów biorących udział w interwencji oraz rzekomych świadków.
Swoje śledztwo w tej sprawie prowadzi równolegle krakowskie MPO. Okazuje się bowiem, że zewnętrzna firma odpowiedzialna za usuwanie i utylizację martwych zwierząt z przestrzeni publicznej, nie zabrała martwego dzika w noc zdarzenia, ale dopiero po południu na drugi dzień. MPO zapewnia, że przyjrzy się sprawie i jeśli okaże się, że doszło do nieprawidłowości, wyciągnie konsekwencje.
fot. Sorin Tincu z Pixabay