Jerzy Stuhr może mieć poważniejsze kłopoty, niż się początkowo wydawało. Wszystko zależy od tego, czy zeznania ofiary kolizji spowodowanej przez aktora, do których dotarli dziennikarze „Faktu”, się potwierdzą. Wynika z nich bowiem, że Stuhr dwukrotnie miał próbować ucieczki z miejsca zdarzenia, a policjantów przekonywał, że potrąconemu nic się nie stało. Miał się jednak przyznać do wypicia „jednej czy dwóch butelek wina”.
Do zdarzenia doszło 17 października na al. Trzech Wieszczów. Sławomir G. jadący motocyklem miał zostać potrącony przez samochód prowadzony przez aktora. Mężczyzna poczuł silne uderzenie w lewy bok i rękę, ale nie wywrócił się. Gdy zauważył, że samochód, który go potrącił, ruszył w pościg za nim. Mężczyzna w swoich zeznaniach przekonywał, że udało mu się zatrzymać pojazd aktora na kolejnym skrzyżowaniu, ale gdy tylko powiedział, że jego rejestrator nagrał całe zdarzenie, Jerzy Stuhr miał ponownie ruszyć i odjechać z miejsca zdarzenia. Drugi raz do zatrzymania doszło na wysokości ul. Karmelickiej. To tam na pasie do skrętu w prawo motocyklista miał zablokować drogę ucieczki aktora i wezwał na miejsce policję.
Z zeznań, do których dotarli dziennikarze „Faktu”, wynika również, że aktor miał utrudniać badanie alkomatem, a gdy to ostatecznie wykazało w wydychanym powietrzu 0,7 promila alkoholu, przyznał się do wypicia jednej czy dwóch butelek wina, co oznacza, że w przypadku postawieniu mu zarzutów, będzie odpowiadał za jazdę pod wpływem alkoholu oraz spowodowanie kolizji- obrażenia motocyklisty nie wymagały bowiem jego dłuższego pobytu w szpitalu i po prześwietleniu oraz podaniu leków został on wypuszczony do domu.