Niby człowiek wiedział, ale się łudził… tak- łudziłem się, że tym razem w obliczu tak przerażających i nieprawdopodobnych wydarzeń Polacy nie pokażą swoich najgorszych cech. Bo o ile w solidarność nas, Polaków nigdy nie wątpiłem i byłem przekonany, że w duchu społecznego zrywu, wszyscy jak jeden mąż ruszą Ukraińcom z pomocą, o tyle miałem cichą nadzieję, że przy tej okazji schowamy do kieszeni pasję do narzekania i nie wykorzystamy momentu do politycznych wojenek. I to nie tylko na szczeblu centralnym, o nie. Na krakowskim podwórku też mamy kreatywną społeczność w tym względzie.
Gdy zaraz po wybuchu wojny zobaczyłem mema pt. „chwilę mnie nie było, bo przekwalifikowywałem się ze specjalisty od COVID na analityka wojennego”, nawet się uśmiechnąłem. Nie przywiązywałem do tego jednak żadnej większej uwagi i to był błąd, bo twórca tego mema nie żartował. Po początkowym zrywie, o którym już wspominałem, szybko do głosu doszły smerfy Marudy, ale zarazem wybitni specjaliści od zarządzania sytuacją kryzysową, organizacji pomocy, logistyki i można by tak długo. I o ile nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej, to w Krakowie, w którym znajduje się 90 tys. osób, nie wydaje się, by było tak źle, jak przekonują wspomniani specjaliści od wszystkiego.
I żebym został dobrze zrozumianym, ciężko posądzić mnie o patrzenie na urzędników i włodarzy nie tylko Krakowa przez różowe okulary. Jako obserwator staram się uwydatniać absurdy wszędzie i wbijać szpilę tam, gdzie jest na to miejsce. Czasem jednak odpowiedzialność i dojrzałość wymaga od nas, byśmy z pewną refleksją spoglądali na otaczający nas świat i co ważniejsze… przez szerszy horyzont. Ten jest tu niezwykle istotny, bo cała krytyka, która spadła na władze Krakowa i na organizatorów pomocy dla Ukraińców pochodzi od osób, które w życiu organizowały co najwyżej urodziny dziadka Heńka lub spotkanie miłośników wróbla Macieja w osiedlowym czy miejskim domu kultury. Ja rozumiem, że każdy może mieć jakieś obserwacje, każdy ma swoje przemyślenia i czasem nawet dobre pomysły, ale publikowanie ich w Internecie w poście, który rozpoczyna się od reklamy naszego prywatnego biznesu- chyba żeby uwiarygodnić, że jesteśmy królami życia, jest co najmniej zabawne, ale sądząc po liczbie panicznych komentarzy i reakcji, skuteczne.
Zacznijmy od tego, że wojna na Ukrainie dotyka każdego z nas, obrazki, jakie widzimy w różnych mediach, czy w Internecie rozdzierają serca i burzą nasze poczucie życia w bezpiecznym świecie, w którym wojna konwencjonalna pojawia się jedynie w podręcznikach od historii. Serce rozdarte raz obrazkami z wojny, rozpada się na milion kawałków podczas odwiedzin takich miejsc, jak wszem wobec krytykowany dworzec główny w Krakowie. Matki z małymi dziećmi koczujące na torbach czy na ziemi, tysiące ludzi, wolontariusze próbujący dotrzeć z pomocą i harcerze, którzy starają się zaopiekować wszystkimi dookoła- to nie może nie poruszyć serc i wzbudzać skrajnych emocji, ale sztuką jest przekuć odczucia i emocje w działanie. Tylko o jakie działanie nam chodzi?
Zarządzanie kryzysem, to wyższy level niż planowanie wakacji bądź imprezy dla znajomych. Ktoś, kto nie zdaje sobie z tego sprawy publikując w sieci wylew hejtu i krytyki, pokazuje jedynie, jak bardzo mało wie o świecie, w którym żyje i procesach warunkujących to życie. Chodzi konkretnie o argumenty typu „jest tyle firm eventowych, które zorganizowałyby to charytatywnie, jest tylu specjalistów, którzy poproszeni o pomoc z pewnością by pomogli, jest tyle hoteli i pensjonatów, które za darmo się otworzą i przyjmą uchodźców”, jesteście pewni? Oczywiście możemy założyć, że w urzędzie miasta pracują jedynie obsadzeni przez wujków i ciotki idioci, którzy nie potrafią wpaść na pomysły, które rodzą się w przeciągu sekundy w głowie każdego internauty i mieszkańca odwiedzającego dworzec główny. No tak! To niewiarygodne, że Kraków jako drugie największe miasto w Polsce, operującego gigantycznymi budżetami jeszcze w ogóle funkcjonuje, bo specjaliści zamiast w urzędzie siedzą na grupach miejskich aktywistów. Dzięki Bogu, że to się jeszcze jako tako kupy trzyma, sklepy działają, inwestycje same się realizują z rozpędu, komunikacja miejska jeździ, choć przecież ogarnięciem tak dużej liczby połączeń autobusowych i tramwajowych nie powinna zajmować się małpa na oślep wciskająca przyciski, a jednak…
Ja wiem, że wielu z Was angażuje się i angażowało przed wojną w pomoc dla potrzebujących, dla biednych i bezdomnych zwierząt, w różnego rodzaju zbiórki i akcje charytatywne. Pamiętajmy jednak, że jest wojna, a informacje, które otrzymujemy z mediów, to jakieś 50 proc. tego, co dzieje się naprawdę. Czy sterują tym masoni i loże, które chcą nami manipulować i nas okłamywać? Nie do końca, ale wiele informacji nie jest podawanych, bo mogłyby wywołać określone i doskonale poznane przez lata w psychologii zachowania społeczeństwa, które byłyby niepożądane, zbyt ogólnikowo? To posłużmy się konkretnymi przykładami.
W Internecie jednym z zarzutów wobec władz miasta jest zawieszenie formularza, który pozwalałby ludziom na oferowanie miejsc noclegowych dla uchodźców w swoich domach i mieszkaniach, skandal. Przecież wiceprezydent Kulig sam przyznał, że możliwości Krakowa wyczerpały się, przyjmując ok. 90 tys. Ukraińców, a urząd miasta zamyka możliwość poszerzenia tej bazy o tak wiele dobrych serc? A może, zamiast wieszać psy i rzucać błotem warto pomyśleć dlaczego? Pewne wypowiedzi rządzących mogą być nawet wskazówką: „miały miejsce niefortunne zdarzenia”. Tak, choć trudno w to uwierzyć, ale wiele osób postanowiło wykorzystać wojnę do wykorzystania uchodźców, by się wzbogacić (oferując teoretycznie darmowy nocleg), a w mediach już pojawiły się pierwsze doniesienia również o innym wykorzystywaniu… seksualnym. Nietrudno jest walić w urząd i polityków, bo z założenia to kłamcy i nieroby, ale może jednak warto włożyć głowę pod zimną wodę i spróbować przeanalizować sytuację i spojrzeć na to z innej perspektywy. Trudno za to wyobrazić sobie sytuację, by bez odpowiednich regulacji prawnych (bo żyjemy w państwie prawa ponoć), urząd autoryzował i polecał noclegi, które nie zostały poddane weryfikacji. Założę się, że pierwszym głazem rzuconym do ogródka urzędników w przypadku np. nieuczciwego zachowania właściciela takiej nieruchomości wobec uchodźców, byłoby „Dlaczego nikt tego nie sprawdził, przecież są urzędnicy”.
Nie brakuje ataków za zamykanie miejsc dla uchodźców- choć tak naprawdę, są oni przenoszeni do lepszych lokalizacji z węzłami sanitarnymi i innymi udogodnieniami, które nieco bardziej przypominają „godne warunki życia” niż nocleg na leżance w hali sportowej, która notabene ma swoje umowy i plany, które nie zawsze idą w parze z wyobrażeniami mieszkańców. Dlaczego uchodźcy nie są zatem lokowani w miejscach, które wciąż oferują wolne miejsca i dobre warunki? Bo może nie chcą… i to, mimo że jakiś clown powie, że jest inaczej, bo rozmawiał z 8561 uchodźcami podczas miłej pogawędki na dworcu. Wydaje mi się prawdopodobne, że osoby te nie przyjechały do Krakowa na wycieczkę i oprócz często jednej czy dwóch toreb z dobytkiem życia, wiozą również ogromny strach o przyszłość swoją i swoich dzieci, stres przed nieznaną kulturą, krajem i językiem i wreszcie traumę wojenną. Bo choć nie widać tego na pierwszy rzut oka z poziomu ruchomych schodów dworca głównego, to są tam miejsca, gdzie rozgrywają się prawdziwe dramaty, takie jak próby samobójcze, załamanie nerwowe, ataki paniki. Trudno sprawić, by na dworcu pojawiły się setki psychologów, choć niektórym może się wydawać, że skoro oni pomagają, to zapewne wystarczy odezwać się do 100 krakowskich gabinetów i każdy psycholog rzuci swoją pracę i ruszy z pomocą na dworzec, nie- tak jest tylko w bajkach. A skoro mamy do czynienia z tak skrajnymi emocjami, to nikt nikogo nie zmusi do tego, by wsiadł do busa i pojechał do Pcimia albo innej Wólki i tam schronił się przed wojną, choć uciekając z Ukrainy, jedyne co wiedział o Polsce, to ładny bogaty Kraków i Warszawa…
Wymieniać można długo, ale po co ułatwiać życie innym, zamiast po prostu sprowokować ich do myślenia? Może czasem warto wyjść z założenia, że nie wszyscy są putinami (nie zasługuje na dużą literę) i chcą stłamsić uchodźców w niegodziwych warunkach i doprowadzić do katastrofy humanitarnej. Może zatem, zamiast rzucać słownymi „koktajlami Mołotowa” warto ochłonąć i pomyśleć. Oczywiście jest też druga strona medalu, w którą niektórym ciężko uwierzyć.
Sytuacje kryzysowe są doskonałym momentem i okazją do zbijania kapitału politycznego, wiem- brzmi aż niewiarygodnie, ale tak jest. O tym, że w naszym kraju i na lokalnym podwórku od lat toczy się wojna niby dobrych z niby złymi i odwrotnie, nikogo nie trzeba dodatkowo przekonywać. Widać to na każdym głosowaniu w Sejmie i na każdej Sesji Rady Miasta Krakowa. Jako obserwator patrzę na to jednak z zupełnie innej perspektywy i zawsze bawię się przy tym doskonale. Bo jak nie uśmiać się, gdy gromy na władze miasta ciskają osoby, które zachowują się jak york, względnie inny mały psiak schowany za bramką swojej posesji. Jestem najlepszy, robisz to źle, ja zrobię lepiej… to zrób i nie tłumacz się, że nie masz takich możliwości, jak władze miasta, bo jeszcze nikt Ci na tyle nie zaufał, żeby obsadzić Cię na stołeczku. Wręcz przeciwnie- możliwości masz większe, bo nie obejmują Cię żadne przepisy, ustawy, uchwały, zalecenia, rekomendacje i miliard innych urzędniczych i biurokratycznych obostrzeń, które często potrafią związać ręce nie tylko urzędnikowi, ale przedsiębiorcy, czy zwykłemu obywatelowi.
Chwała za pomoc wszystkim tym, którzy dzielą się wszystkim, co mają, przygotowują kanapki, organizują transport, pomagają przy opiece nad dziećmi, angażują się w szukanie miejsc pracy dla uchodźców, CHWAŁA WAM. Może jednak czas dorosnąć i zorientować się, że żyjemy w społeczeństwie i obraz wielkiej solidarności Polaków, za którą podziwiają nas na zachodzie, powinien odnosić się również do lokalnego podwórka. Jeśli zatem pomagamy, to pomagajmy też sobie nawzajem i nie traktujmy tych ludzi z urzędu jak putina i najgorszego wroga. Skoro oni nie dają rady, to być może z jakichś powodów. I choć ciężko w to uwierzyć- a sprawdziłem osobiście, to ci ludzie mówią w języku polskim i nie dość, że potrafią nas zrozumieć, to umieją również odpowiedzieć. Chodzi jedynie o dobrą wolę nas wszystkich, którzy zostali wystawieni na sytuację, jakiej nie planowali. Nikt nie spodziewał się na początku roku, że do Krakowa spłyną setki tysięcy uchodźców, którzy będą nieśli ze sobą ciężar takiego kalibru. Zanim więc rzucisz kamieniem, zastanów się, czy nie warto go zostawić na putina.
TP