Wiceprezydent Krakowa Jerzy Muzyk zarejestrował swoją kandydaturę i będzie startował na urząd prezydenta Krakowa i to mimo, że zarzekał się i obiecywał, że nie wystartuje. Obiecanki cacanki, a wybory i interesy swoje.
O tym, że Jerzy Muzyk może wystartować w wyborach prezydenckich, mówiło się w Krakowie już od dawna. Niektóre źródło mówiły nawet, że był on kuszony przez Prawo i Sprawiedliwość, ale ostatecznie Muzyk nie zdecydował się na kandydowanie, bo jak tłumaczył, to zabieranie głosów w jednym środowisku politycznym.
Nie trzeba być specjalistą, by łatwo ocenić, że kandydowanie Jerzego Muzyka trudno ocenić w kategoriach racjonalnej decyzji politycznej. Cieszy ona za to Łukasza Gibałę, który tylko czeka na to, by w obozach konkurentów doszło do jak największego rozdrobnienia, bo to zwiększy jego szansę na upragniony od lat fotel prezydenta Krakowa.
Muzyk swoją dzisiejszą decyzją pokazał więc, że nie gra wcale na objęcie władzy w mieście – bo ciężko będzie mu zbudować rozpoznawalność i znaczące poparcie na niecały miesiąc przed wyborami.
Dlaczego więc Jerzy Muzyk zdecydował się kandydować? Można się jedynie domyślać, o jakich środowiskach mówił, gdy jeszcze kilka dni temu zapewniał, że: „Prawdą jest też, że byłem wielokrotnie przez różne środowiska namawiany, aby zaproponować mieszkańcom ofertę związaną z prezentowaniem siebie jako kandydata na prezydenta”.
Decyzja Muzyka nie stawia jego i jego obietnic wyborczych w najlepszym świetle. Jeszcze kilka dni temu zapewniał, że nie będzie kandydował, jeśli z wyborów nie wycofa się Andrzej Kulig, ale teraz nagle zdanie zmienił. Trudno więc traktować poważnie jego zapowiedzi, bo decyzja o starcie rzuca spory cień na jego wiarygodność. Sprawia też, że w Krakowie 7 kwietnia będziemy mieli do wyboru sporą różnorodność kandydatów. Swój start potwierdzili bowiem Łukasz Gibała, Andrzej Kulig, Łukasz Kmita, Aleksander Miszalski, Stanisław Mazur, Konrad Berkowicz, Rafał Komarewicz i… Jerzy Muzyk.