Komplikuje się sytuacja w Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu. Placówka ma nowego dyrektora, którym został prof. Wojciech Cyrul, prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ma on wziąć na siebie odpowiedzialność za zatrzymanie fali zwolnień, dojście do porozumienia z lekarzami oraz poprawę kondycji finansowej szpitala. Zadanie trudne, by nie powiedzieć niewykonalne.
W ostatnich dniach doszło do kolejnych zwolnień lekarzy, którzy nie godzą się na warunki pracy. Medycy chcą m.in. podwyżki płac oraz zmiany systemu finansowania szpitali specjalistycznych. Ostatni postulat spełnić może jedynie Ministerstwo Zdrowia, które jednak nie podjęło rozmów i zdaniem lekarzy „przyjęło pozycję obserwatora i czeka na rozwój wypadków”. Czekanie może oznaczać jednak zagrożenie dla zdrowia i życia małych pacjentów hospitalizowanych w Prokocimiu.
W sumie w ostatnich tygodniach ze Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu zwolniło się już 72 lekarzy. Paradoksalnie część z nich przekonuje, że jest to reakcja na brak podwyżek i… zbyt małą kadrę szpitala. Władze UJ zapewniają, że do końca roku- mimo zwolnień, nie ma ryzyka wyłączenia z funkcjonowania żadnego z oddziałów. Lekarze pracujący na miejscu nie są jednak tego tacy pewni, bo ich zdaniem, problem z obsadą dyżurów może pojawić się jeszcze w listopadzie.
Nowy dyrektor ma niezwykle ciężkie zadanie. Bez porozumienia z Ministerstwem Zdrowia nie uda mu się bowiem spełnić podstawowego żądania lekarzy. W dodatku kasa szpitala świeci pustkami i mówi się, że dług sięga już kilkudziesięciu milionów złotych. Szpital tymczasem walczy z ogromną liczbą zachorowań wśród małych pacjentów cierpiących z powodu wirusa RSV. Lekarze bezradnie rozkładają ręce i przekonują, że większość przypadków powinna być obsługiwana przez POZ, tymczasem dzieci trafiają na SOR w Prokocimiu, oddziały pękają w szwach, a lekarzy jest coraz mniej.
Sytuacja jest niezwykle trudna, a może być jeszcze gorzej, bo pojawiają się nieoficjalne głosy kolejnych lekarzy, którzy rozważają rozwiązanie umowy. Dotyczy to głównie młodych medyków, którzy nie godzą się na niskie ich zdaniem wynagrodzenie i szukają zatrudnienia w innych, np. prywatnych placówkach medycznych.