O Janie Tajsterze w Krakowie można napisać książkę. O jego wyczynach można poczytać w sądowych aktach. Znajdziemy tam wszystko – od mobingu po korupcję.
Prokuratura przez ostatnie lata skierowała przeciwko niemu do krakowskich sądów kilkanaście aktów oskarżenia, które dotyczyły m.in. za korupcji, niedopełnienia obowiązków, przekroczenia uprawnień, mobbingu. Choć od lat formalnie nie jest już związany z urzędem, to wciąż ma do niego „nadzwyczajny sentyment”. Pojawia się na sesjach, umawia z urzędnikami i prezydentami. Większość z nich boi Tajstera, bo Jan ma podobno na każdego jakieś „kwity” lub ma informacje o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu urzędu, lub podległych mu jednostek.
Teraz, jak się dowiadujemy z portalu lovekrakow.pl, Jan Tajster spotkał się z wiceprezydentem Andrzejem Kuligiem. Prezydent ma obowiązek spotykać się z mieszkańcami, zwłaszcza że Ci mogą mieć istotne dla funkcjonowania miasta informacje.
Ale jak się okazało, w końcu KTOŚ uzmysłowił Janowi Tajsterowi, że nie ma obowiązku wysłuchiwać głupot, pomówień i zgadzać się na obrażanie. Profesor Andrzej Kulig znany jest ze stanowczego charakteru. Decyzje podejmuje szybko, ale wcześniej pozwala każdemu przedstawić swoje stanowisko. Szybki nie znaczy porywczy . Nie jest też człowiekiem, który będzie pozwalał na chamstwo i kłamstwo.
A tak, jak wynika z artykułu w portalu lovekrakow, zaczęło wyglądać spotkanie;
Tajster, w krytyczny sposób (co czyni od lat w rozmowie z wieloma ludźmi) negatywnie miał wypowiadać się m.in. o dyrektorce magistratu Marcie Nowak, dyrektorce kancelarii prezydenta Annie Frankiewicz, dyrektorce wydziału obsługi Izabeli Silarskiej-Leśniak, dyrektorze Zarządu Infrastruktury Sportowej Krzysztofie Kowalu, zastępcy dyrektora zarządu dróg Piotrze Trzepaku, a także o dyrektorze zarządu dróg Marcinie Hanczakowskim. (…)
Podczas spotkania Jana Tajstera z Andrzejem Kuligiem miało oberwać się również krakowskim sędziom: Beacie Mrowiec, Piotrowi Kowalskiemu, Jarosławowi Gaberle, Rafałowi Lisakowi. Może to mieć związek z wieloma sprawami sądowymi, w których Jan Tajster zasiadł na ławie oskarżonych.
Andrzej Kulig nie czekał dalej tylko wyprosił – lub jak inni mówią – wyrzucił z gabinetu Jana Tajstera. Do tego „niezatapialny Jan” nie był przyzwyczajony. Do tej pory przyjmowany na salonach mógł pleść dowolne głupoty, obrażając, pomawiając, szkalując.
W końcu ktoś pokazał mu gdzie jego miejsce.
A forma, w jakiej to zrobiono?
Cytat za lovekrakow.pl; Historia środowego spotkania nie kończy się tylko na przepychance słownej dwóch panów. Jan Tajster w piśmie skierowanym do prezydenta, ale udostępnionym przez niego samego mediom oraz obecnym i byłym urzędnikom, twierdzi, że Andrzej Kulig „otworzył drzwi na klatkę schodową i ciągnął mnie za rękę, krzyczał, cytuję – «choć, to ci wpier…»”.
Tajster mówi o przekleństwach, popychaniu, agresji. Na razie jednak nikt tego nie potwierdza. Jest słowo przeciwko słowu.
Prezydent Kulig mówi o „stanowczej prośbie”. Definicja stanowczości w tych czasach dla każdego może być różnie pojmowana, ale znając czasem wybujałą fantazję Jana Tajstera to i w tym przypadku można przypuszczać, że sam szok spowodowany wyrzuceniem z gabinetu sprawił, że taka mogła urodzić się projekcja.
Nie zmienia to faktu, że jeśli urzędnicy w Krakowie nie wiedzieli jak mają zachowywać się wobec skompromitowanego Jana, teraz dostali już dokładne wytyczne.
A Andrzej Kulig jako jeden z niewielu pokazał, że nikogo się nie boi, ma charakter, zasady lub po prostu ma jaja.
Krakowski Obserwator