W piątek w mediach społecznościowych pojawiła się absurdalna informacja o “uprowadzeniu” Smoka Wawelskiego. Sprawa była ewidentnym żartem – niby prowokacją eurowizyjną mającą wesprzeć Justynę Steczkowską przed finałem. Problem w tym, że żart wyszedł… z Urzędu Miasta Krakowa, a ten uprzedził służb. Oficjalnie komentował go prezydent Aleksander Miszalski, który na swoich profilach w social mediach apeluje o przekazywanie informacji na temat Smoka.
I nie byłoby może w tym nic szkodliwego – gdyby nie fakt, że pod Smoczą Jamę zostały wysłane patrole, a zgłoszenie potraktowano poważnie. Efekt? Zmarnowany czas, zasoby służb, a także zamieszanie, które – w obliczu realnych wyzwań, jakimi codziennie zajmują się funkcjonariusze – po prostu nie powinno mieć miejsca.
Smok stoi, zieje i nic mu nie jest.