Wybory na prezydenta Krakowa odbędą się dopiero wiosną przyszłego roku. Łukasz Gibała już jednak planuje politykę kadrową w magistracie i miejskich spółkach i zapowiada: „Nie będzie żadnych masowych zwolnień”, choć z posadami z pewnością pożegnają się dyrektorzy i prezesi spółek.
Kilka dni temu radny Łukasz Gibała ogłosił, że będzie kandydował na stanowisko prezydenta Krakowa. Nie jest to zaskoczeniem, bo startował on już w poprzednich wyborach (gdzie zadowolić się musiał trzecim miejscem) i od tego czasu nieprzerwanie buduje swój wizerunek społecznika, obrońcy praw zwierząt i miłośnika przyrody. Nie można odmówić mu politycznego doświadczenia, bo w przeszłości był posłem na Sejm RP i członkiem kilku partii politycznych (PO, Ruch Palikota czy Twój Ruch przyp. red.), ale pośpiech w rozdzielaniu stanowisk z dyplomacją ma z pewnością mało wspólnego.
Łukasz Gibała w swoich mediach społecznościowych postanowił odnieść się do rzekomo krążących w miejskich strukturach informacji, że jego wygrana w wyborach na prezydenta Krakowa będzie oznaczała masowe zwolnienia.
– Wszyscy urzędnicy niskiego i średniego szczebla, którzy rzetelnie pracują, mogą spać spokojnie i czuć się bezpiecznie – zapewnia Łukasz Gibała.
W swoim oświadczeniu wskazuje jednak, że z pewnością pożegna się z osobami piastującymi najwyższe stanowiska w miejskich strukturach, bo jak zauważa „często są to osoby bez wystarczających kompetencji, wybrane w oparciu o niejasne kryteria”.
I choć każdy prezydent ma prawo do prowadzenia własnej polityki personalnej i dobierania swoich współpracowników, to najlepiej by było, gdyby robił to już jako prezydent. Rozdzielanie stanowisk i zapowiadanie polityki personalnej przed wyborami, to nie najlepszy pomysł albo pokaz tego, jak pewny wyborczego sukcesu jest Łukasz Gibała.