– Pan Gibała z nami nie rozmawiał. Codziennie, ktoś dopytuje, czy to prawda, że się zamykamy. A to nieprawda… – mówi Katarzyna Kubiak, pracownica legendarnego sklepu papierniczego Darja przy ul. Piłsudskiego w Krakowie. Okazuje się, że próba budowania politycznego kapitału przez Łukasza Gibałę i podanie nieprawdziwej informacji o rzekomym zamknięciu sklepu, zamiast pomóc, przynosi jedynie straty, a klientów ubywa, bo część myśli, że sklep jest już w likwidacji.
- Jedyne, co można teraz zrobić, to przez zakupy wesprzeć właścicieli, by nie zostali z niesprzedanym asortymentem- napisał Łukasz Gibała w swoich mediach społecznościowych pod postem, w którym informuje o zamknięciu słynnego sklepu papierniczego.
Problem w tym, że sklep wcale nie ma zamiaru się zamykać, a przynajmniej nie w tym momencie, choć Katarzyna Kubiak pracująca w Darja nie ukrywa, że sytuacja jest ciężka. Problemem są nie tylko sklepy Internetowe, których ceny nie przystają do realiów, ale też sklepy wielkopowierzchniowe, które odbierają klientelę. Jakby tego było mało, Łukasz Gibała od dłuższego czasu kreujący swój wizerunek społecznika zaangażowanego we wspieranie małych krakowskich przedsiębiorców, zrobił sklepowi antyreklamę. Zamiast pomóc, zaszkodził.
- Niemal codziennie ktoś nas dopytuje, czy się zamykamy. Pana Gibały u nas nie było. Ponoć rozmawiał z mieszkańcami, ale wystarczyło do nas wejść i zapytać. Prawdą jest, że sytuacja jest ciężka, ale póki co nie ma decyzji o zamknięciu sklepu. Właściciel przebywa na emeryturze i utrzymuje sklep właściwie z sentymentu i dla nas. Kiedyś pracowało tu sześć osób, dziś jesteśmy we dwie. Ludzie często porównują ceny z tymi w Internecie, ale trzeba pamiętać o kosztach, jakie generuje stacjonarny sklep i o tym, że u nas towar jest dostępny od ręki. Problemem są też sklepy wielkopowierzchniowe, które odbierają nam klientów – przekonuje Katarzyna Kubiak ze sklepu Darja.
To właśnie wygoda i dostępność sklepów wielkopowierzchniowych sprawia, że coraz więcej małych, często nawet legendarnych sklepikarzy ma problem z utrzymaniem swoich biznesów. Stawki czynszu, ogrzewania czy energii elektrycznej stale rosną, a klientów ubywa, bo łatwiej im podjechać do galerii handlowej. Warto jednak pamiętać, że w tzw. sieciówkach, często za podobną cenę otrzymujemy towar niższej jakości. Druga sprawa, to kwestia lokalnej solidarności i wsparcia dla małych sklepikarzy, którzy towarzyszą mieszkańcom Krakowa od lat. Warto więc mówić o nich głośno i zachęcać do wspierania poprzez zakupy czy korzystanie z ich usług, ale nie w sposób, jaki zrobił to Łukasz Gibała.
- Zrobienie sobie zdjęcia i kupienie jednego zeszytu nie pomoże. Na pewno nie sklepikarzom, ale za to Pan Gibała może powiedzieć, że jest blisko mieszkańców. Wybory proszę Pana- mówi nam p. Grażyna, spotkana przy wejściu do sklepu Darja przy ul. Piłsudskiego.
– Prosiłam, o sprostowanie, ale informację o naszym zamknięciu przeczytało już wiele osób- mówi Katarzyna Kubiak, która nie ukrywa, że nie przyniosło to nowych klientów i wielkiej promocji sklepu. I rzeczywiście, post w mediach społecznościowych Łukasza Gibały został wyedytowany i mówi jedynie o problemach sklepu, ale informacja rozniosła się już wśród mieszkańców i członków grup należących do środowiska kandydata na prezydenta Krakowa. Szkoda tylko, że pod płaszczykiem pomocy i próby ratowania lokalnego biznesu, ktoś buduje swoje poparcie polityczne i wizerunek. To nie wystarczy, bo po wyborach trzeba będzie podjąć realne działania, a sklepikarze i małe lokale usługowe powiedzą „sprawdzam” Panie Gibała…