Wisła była uznawana za faworyta przed niedzielnym starciem z ekipą trenera Marka Papszuna. Krakowianie zaczynali jako lider tabeli, mecz rozgrywany był przy Reymonta, a Raków mógł być zmęczony pucharowymi zmaganiami z Rubinem Kazań. Wiślacy wyszli na to spotkanie najsilniejszym możliwym składem. Nie zabrakło Yeboaha, Klimenta, Skvarki czy Młyńskiego. W bramce stanął ponownie, młody talent – Mikołaj Biegański.
Początek meczu był wyrównany jednak można było odnieść wrażenie, że to Biała Gwiazda czuje się pewniej w konstruowaniu akcji. Kiedy wydawało się, że na moment inicjatywę przejmuje Raków, po świetnym kontrataku do bramki Kacpra Trelowskiego piłkę wpakował niezawodny Yaw Yeboah. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 dla gospodarzy. W przerwie podczas wywiadu, kapitan drużyny z Częstochowy deklarował walkę nie tylko o jeden ale o trzy punkty w tym spotkaniu.
Na samym początku drugiej odsłony Papanikolau zobaczył czerwony kartonik. Raków od 50 minuty był zmuszony grać w osłabieniu. Właśnie wtedy wizja zwycięstwa piłkarzy trenera Papszuna wydawała się nierealna. W 58 minucie, Mateusza Wdowiaka zmienił Zoran Arsenic. Niedługo później ku zaskoczeniu kibiców doszło do wyrównania po cudownym trafieniu Marcina Cebuli. Raków nie odpuszczał i ciągle stwarzał sytuacje pod bramką Biegańskiego. W szoku na widok wspaniałej gry gości w osłabieniu byli zarówno zawodnicy jak i kibice. Trener Adrian Gula przeprowadził kilka ofensywnych zmian. Na murawie zameldował się Starzyński i Brown Forbes. W 79 minucie stadion przy Reymonta 22 ucichł. Po stałym fragmencie gry, bramkę zdobył Vladislavs Gutkovskis. Wiślacy przez kolejne 15 minut nie byli w stanie odpowiedzieć na ciosy osłabionej drużyny gości. ,,Wygrany’’ mecz zakończył się spektakularną porażką. Można śmiało stwierdzić, że Raków ostudził kibiców Białej Gwiazdy, którzy po dwóch pierwszych spotkaniach mogli mieć nadzieje na naprawdę dobry rezultat na koniec sezonu. W kolejnym meczu Wiślacy zagrają na wyjeździe ze Stalą Mielec.