To było pierwsze przedwyborcze starcie kandydatów na prezydenta Krakowa. W Składzie Solnym Łukasz Gibała, Andrzej Kulig, Stanisław Mazur i Aleksander Miszalski debatowali o kulturze, jej znaczeniu, rozwoju i uporaniu się z problemami, które kulturę trapią. Było czytanie z kartki, próby politycznych zaczepek, obnażenie niewiedzy i pokaz, że w zderzeniu z doświadczeniem i wiedzą, wizje często pozostają tylko wizjami i… obietnicami.
Debata polegała na zadawaniu kandydatom na prezydenta Krakowa tych samych pytań. Na sali zgromadzili się m.in. pracownicy instytucji kulturalnych, którzy czekają na odpowiedź na pytanie: „co z naszymi pensjami”. Średnia ich zarobków to bowiem 7 tys. złotych, podczas gdy średnia Krakowa wynosi 10 tys. złotych. Kandydaci właściwie zgodnie nie ukrywali, że kluczowe jest przeorganizowanie budżetu i mądrzejsze gospodarowanie środkami. Nie mieli jednak wątpliwości, że podwyżki są konieczne, bo kultura to w końcu znak rozpoznawczy Krakowa, który od lat nazywany jest „Kulturalną Stolicą Polski”.
Nie zabrakło zaczepek, przygotowanych na kartce przez sztaby wyborcze. Łukasz Gibała postanowił uderzyć w prof. Stanisława Mazura i zapytał: „To będzie z takiej szeroko rozumianej kultury, mianowicie chodzi mi o najważniejsze krakowskie odznaczenie, w kapitule tego odznaczenia, czyli medalu Cracoviae Merenti, jest abp Jędraszewski. Pytanie, czy to Pana zdaniem jest właściwa sytuacja, że metropolita krakowski znajduje się w takiej kapitule i decyduje o przyznawaniu takich nagród” Pytanie wywołało pewne zmieszanie rektora Uniwersytetu Ekonomicznego, ale wtedy z pomocą przyszedł wiceprezydent Kulig, który podpowiedział kontrkandydatowi, że o składzie kapituły decyduje… Rada Miasta Krakowa, a zasiada tam nikt inny jak… Łukasz Gibała, który z niedowierzaniem spoglądał w swoje notatki, a sala utarcie nosa kandydatowi na prezydenta nagrodziła brawami.
Prof. Stanisław Mazur co prawda z kartki nie czytał, ale mówił ogólnikowo, bez konkretów. Trudno więc powiedzieć, jaki obraz dokładnie rysuje się po jego wypowiedziach i jak miałaby wyglądać jego polityka wobec kultury. Mówił o łączeniu kultury z biznesem, o przeorganizowaniu finansowania, ale to wciąż ogólnie twierdzenia wykładowcy Uniwersytetu Ekonomicznego, a nie praktyka, który miałby zasiąść na fotelu prezydenta Krakowa i sterować tak dużym ośrodkiem… kulturalnym.
Wyważony głos płynął ze strony wiceprezydenta Krakowa, który wydawał się mieć największą wiedzę dotyczącą funkcjonowania kultury w Krakowie. Można też było zauważyć pewne różnice pomiędzy jego planem na miejską kulturę a tym, co od wielu lat proponował Jacek Majchrowski. Kulig nie miał bowiem wątpliwości, że miasto powinno obsadzać najważniejsze stanowiska w instytucjach kultury na bazie przejrzystych konkursów, a nie nominacją, jak było to do tej pory. Proponował również, by stworzyć specjalny system grantów, które obowiązywałyby młodych i początkujących artystów, którzy chcą się rozwijać, ale nie przez rok, a trzy lata. W tym czasie mieliby możliwość budowania własnego rynku i sieci klientów. Kulig sprzeciwił się też budowaniu i powoływaniu nowych instytucji kulturalnych, co nazwał „gigantomanią”, a jako przykład podał Cricotekę, w której wg. wiceprezydenta „Hula wiatr”- co jasno pokazuje, że są obszary, w których można zaoszczędzić sporą część środków.
Aleksander Miszalski, jak na posła rządzącej koalicji przystało, często zasłaniał się centralnymi decyzjami, które mają przynieść 20 proc. podwyżki dla sektora kulturalnego. Opieranie swej przyszłej polityki na polityce rządu i jego obietnicach, to jednak marna perspektywa. Dodatkowo Miszalskiemu wydaje się, że brakowało rozeznania w polityce kadrowej i kulturalnej miasta. Stale jednak robił notatki dotyczące wypowiedzi innych kandydatów, więc jest szansa, że niebawem będzie mógł prezentować pełniejszą wiedzę na temat krakowskiej Kultury i proponować lepsze rozwiązania. Te dotychczasowe były oparte na tym „co powinno miasto zrobić”, ale bez szczegółowych rozwiązań, jak to zrobić. Generalna konkluzja była taka, że „musimy uwolnić potencjał”, „musimy stawiać na młodych ludzi”, „musimy zatrzymać młodych zdolnych, którym płacimy za mało”. I „my to zrobimy”, jak? Zobaczycie…
Debata w Składzie Solnym, to dopiero początek walki o fotel prezydenta Krakowa. Wydaje się jednak, że im częściej będzie dochodziło do podobnych dyskusji i im więcej osób będzie się im przysłuchiwało, tym bardziej będą zmieniały się sondaże wyborcze. Trudno bowiem nie ulec wrażeniu, że w bezpośrednim kontakcie i zderzeniu z pytaniami mieszkańców i dziennikarzy niektórzy kandydaci wypadają dużo gorzej, niż w internetowych postach na materiałach wyborczych.