Przed krakowskim sądem ruszył proces ws. pożaru w miejskim archiwum, do którego doszło na początku 2021 roku. Na ławie oskarżonych zasiadł Andrzej H.- rzeczoznawca ds. ochrony przeciwpożarowej, który jest oskarżany o poświadczenie nieprawdy i używanie dokumentów poświadczających nieprawdę. Mężczyzna nie przyznał się do winy.
Do pożaru doszło 6 lutego 2021 roku. W wyniku pożaru, z którym walczyło blisko 700 strażaków, spłonęła zdecydowana większość miejskich dokumentów o znaczeniu historycznym i administracyjnym. Bezpowrotnie zniszczone zostały niezliczone ilości dokumentów dotyczących miejskich inwestycji czy rozliczeń. Z 20 km akt udało się uratować zaledwie… 157 metrów z bieżących akt, co stanowi niecały jeden procent zbiorów.
Hale, w których znajdowało się archiwum, było wyposażone w najnowocześniejsze systemu gaśnicze, które miały zapewnić bezpieczeństwo dokumentów i uchronić je w przypadku wystąpienia ognia. System gaśniczy miał bowiem nie uszkodzić archiwów i poradzić sobie z pożarem we własnym zakresie, bez konieczności używania wody przez strażaków- stało się jednak zupełnie inaczej. Część dokumentów została więc strawiona przez ogień, pozostałe zniszczenia wynikały ze skutków prowadzonej akcji gaśniczej.
Prokuratura przekonuje, że zna przyczynę pożaru, ale ze względu na trwające śledztwo nie może jeszcze ujawnić wszystkich szczegółów. Już teraz jednak ruszył jeden z procesów ws. pożaru, w którym Andrzej H. odpowiada za niedopełnienie obowiązków i wystawienie dokumentów poświadczających nieprawdę. Zarzuty popełnienia przestępstwa przeciwko dokumentom i niedopełnienia obowiązków przedstawiono w sumie siedmiu osobom- rzeczoznawcom w zakresie ochrony przeciwpożarowej, pracownikom nadzoru budowlanego oraz funkcjonariuszom Państwowej Straży Pożarnej i kierownikowi budowy, oraz inspektorom, którzy nadzorowali inwestycję miejskiego archiwum.
Śledztwo prowadzone przez prokuraturę ma wyjaśnić m.in. w jaki sposób ogień pojawił się w dwóch odrębnych halach. Zdaniem strażaków, budowa i specyfika archiwum chroniła bowiem dokumenty zgromadzone w dwóch osobnych miejscach- nie było zatem możliwości, by ogień samoistnie przedostał się do drugiego budynku- a tak się właśnie stało. Niewykluczone więc, że były dwa źródła ognia, a w tym przypadku trudniej mówić o wypadku…