Marszałek Witold Kozłowski bał się podsłuchów? W minionej kadencji Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego wydał co najmniej 220 tys. złotych na współpracę z firmami detektywistycznymi w Krakowie, które – jak ustaliła Interia, miały zabezpieczać marszałka przed podsłuchami. To nie jedyne zabezpieczenie, bo jakiś czas temu głośno było o… ochroniarzach ukrytych w szafie, która znajdowała się w sekretariacie Kozłowskiego.
O tym, że Witold Kozłowski w Urzędzie Marszałkowskim nie czuł się do końca bezpiecznie, świadczyć może fakt zatrudnienia dwóch ochroniarzy, którzy stacjonowali się w szafie wyposażonej w . Schowani w szafie znajdującej się w gabinecie marszałka, mieli dbać o jego bezpieczeństwo.
Teraz okazuje się, że Witold Kozłowski w ostatnich latach zatrudniał firmy detektywistyczne, które miały być odpowiedzialne za podsłuchy w urzędzie oraz mieszkaniach należących do urzędu, a nawet… w prywatnym domu marszałka Kozłowskiego.
Z informacji, do których dotarli dziennikarze Interii wynika, że wydano na ten cel co najmniej 220 tys. złotych. To sporo, jak na kogoś, kto pełni funkcję zaufania publicznego i nie powinien mieć niczego do ukrycia. Tymczasem strach przed ewentualnymi podsłuchami i mogącymi w ten sposób powstać nagraniami, był tak duży, że marszałek kilkukrotnie korzystał z usług specjalistycznych firm detektywistycznych.
W najbliższy poniedziałek, podczas sesji sejmiku ponownie ma dojść do wyborów marszałka województwa małopolskiego. Kandydatem Prawa i Sprawiedliwości ponownie będzie Łukasz Kmita, który w pierwszym głosowaniu przepadł ze względu na brak głosów… radnych PiS. To właśnie ludzie związani z Witoldem Kozłowskim (a więc środowiskiem Beaty Szydło) mieli zagłosować przeciwko Kmicie. W efekcie młody polityk i były wojewoda został mianowany nowym szefem struktur PiS w regionie i ponownie będzie starał się o wybór na stanowisko marszałka. Jeśli i tym razem głosowanie nie przyniesie efektu, to mówi się o powtórzeniu wyborów do sejmiku województwa małopolskiego. Dla Witolda Kozłowskiego i jego otoczenia oznaczałoby to zapewne polityczny wyrok i brak miejsc na listach wyborczych, a tym samym również przepadliby oni w głosowaniu do sejmiku.