Radni opozycyjni dopięli swego- podwyżki cen biletów okresowych krakowskiego MPK nie będzie. Zdaniem radnych, to nie czas, by w dobie kryzysu (i przed zbliżającymi się wyborami przyp. red.) sięgać głębiej do kieszeni mieszkańców. – To oznacza, że te pieniądze będziemy musieli uzyskać z innych źródeł. To jest z budżetu miasta, w którym są przewidziane wydatki na inne cele społeczne. Innymi słowy, wszyscy krakowianie stracą na tym, że radni postanowili pokazać 100 tys. mieszkańców, że o nich się troszczą, nie podnosząc cen biletów okresowych o 29 złotych – skomentował w rozmowie z Radiem Kraków wiceprezydent Krakowa Andrzej Kulig. Co to może oznaczać w praktyce?
Od tygodni toczy się dyskusja o ceny biletów krakowskiego MPK. Urzędnicy od początku utrzymywali, że zdrożeć powinny jedynie bilety okresowe, bo te jednorazowe już niedawno zanotowały podwyżkę i ich cena jest dość wysoka. To nie spodobało się opozycyjnym radnym i części mieszkańców. Władze miasta przekonują jednak, że to konieczność, bo w przeciwnym razie nie uda się utrzymać obecnej siatki połączeń i zapewnić wysokiej jakości świadczonych usług. Na ten moment dziura w komunikacyjnym budżecie miasta wynosi nawet 400 mln złotych. Podwyżka i tak nie załatwiłaby problemu, ale pozwoliłaby na zyskanie około 30-50 mln złotych.
– W tej decyzji radnych jest też taka diaboliczna nuta. Z jednej strony mówią prezydentowi: „Nie zgodzimy się na podniesienie, bronimy mieszkańców przed złym prezydentem, który chce podnieść ceny biletów”, a w sytuacji kiedy doszłoby do cięć w związku z tym, że nie mamy czym zapłacić za komunikację, powiedzieliby: „Zobaczcie, to ten zły prezydent doprowadził do tego, że nie ma połączeń autobusowych czy tramwajowych w odpowiedniej ilości” – przekonuje wiceprezydent Krakowa i dodaje- to jest taki rodzaj diabolizmu, który mnie osobiście brzydzi.
Jednocześnie wiceprezydent zapowiedział, że miasto będzie się starało utrzymać obecny kształt połączeń autobusowych i tramwajowych, co będzie się wiązało jednak z wytężoną pracą i koniecznością przesunięcia części środków z innych zadań zapisanych w budżecie. Mówiąc wprost- część inwestycji i planowanych wydatków nie uda się zrealizować.
Radni opozycji bronią swojej decyzji przekonując, że chodzi tu jedynie o dobro mieszkańców, którzy w dobie kryzysu nie powinni być obarczani dodatkowymi podwyżkami za przejazdy komunikacją miejską. Wiele osób zwraca jednak uwagę, że nie bez znaczenia są tu zbliżające się wybory i gra na budowanie swojego kapitału politycznego. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by przy wyższych cenach energii i paliw, wysokiej inflacji i problemach kadrowych MPK udało się obniżyć koszty funkcjonowania spółki przy jednoczesnym inwestowaniu w nowoczesny tabor i rozwijaniu sieci komunikacyjnej.
Władze miasta podkreślają również, że dyskutowana podwyżka dotyczyłaby ok. 100 tys. mieszkańców korzystających z biletów okresowych. Na przesunięciach i cięciach w budżecie stracić mogą jednak wszyscy, bo będzie wiązało się to z ograniczeniem siatki połączeń, co z kolei przełoży się zapewne na większy ruch samochodowy w Krakowie, a to może mieć negatywny wpływ na jakość powietrza i komfort życia w mieście. Mając jednocześnie na uwadze, że tkanka miejska, to wiele naczyń powiązanych, możemy spodziewać się, że problemy z rozwijaniem i utrzymaniem obecnego kształtu komunikacji miejskiej w Krakowie, przełoży się negatywnie na realizowaną w mieście od lat politykę komunikacyjną zmierzającą do ograniczania niskiej emisji i liczby samochodów oraz na politykę dotyczącą poprawy jakoś powietrza pod Wawelem.