Zgłoszenie mówiło o tym, że właściciel psów nie karmi czworonogów w odpowiedni sposób. To, co okazało się na miejscu zapewne przerosło wyobrażenia interweniujących służb.
Tego inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zapewne się nie spodziewali. Otrzymali zgłoszenie dotyczące posesji, na której przetrzymywana jest duża ilość psów, które miały być nieprawidłowo karmione.
– Na miejscu, na nieogrodzonej posesji, na spotkanie wyszedł nam pan w towarzystwie paru biegających psiaków. Pan zaprzeczył, jakoby w jego domu, mieszkało aż tyle zwierząt, o ilu informowano w zgłoszeniu. Twierdził, że jest w posiadaniu tylko tej wesołej gromadki, skaczącej wokół jego nóg – relacjonują inspektorzy w mediach społecznościowych.
Ta gromadka liczyła raptem około 10 psów.
– Gdyby na tym się zakończyło, i tak byłaby to pokaźna ilość, jak na możliwości jednej osoby.
W trakcie rozmowy jednak, dobiegały do nas coraz to nowe psiaki. Wśród nich suczka z widocznymi objawami niedawnej ciąży, a zaraz koło niej pokazał się i maluszek.. Gdzieś więc zapewne było więcej szczeniaków. Na fotelu koło domu zauważyliśmy sunię z bardzo mocno rozwiniętą nużycą – większość jej ciałka była wyłysiała, z niektórych ran sączyła się krew. Otoczenie, w którym przebywały zwierzęta nie było przyjazne ani dla ludzi, ani dla zwierząt. Bardzo duży bałagan, stosy starych narzędzi oraz różnych ostrych sprzętów. Trzy budy, ale nieocieplone i – jak łatwo policzyć – w niewystarczającej ilości, żeby pomieścić wszystkich rozszczekanych lokatorów tej posesji. Sprawiedliwie trzeba jednak oddać, że wokół można było zauważyć dużą ilość plastikowych pojemników z wodą – opisują inspektorzy KTOZ.
Dlatego poprosili gospodarza o wpuszczenie ich do domu. Byli bowiem pewnie, że wewnątrz czekało więcej „psich niespodzianek”.
– Spotkaliśmy się z kategoryczną odmową, więc zmuszeni byliśmy wezwać policję. Skontaktowaliśmy się także z urzędem gminy, w którym to dowiedzieliśmy się, że sprawa tego pana jest znana od lat. Urząd wysterylizował 10 suczek do niego należących, jednak właściciel zwierząt jest osobą ciężką do współpracy, niereformowalną. Pan nie dość, że wciąż gromadzi nowe zwierzęta, to jeszcze ukrywa prawdziwą liczbę posiadanych przez siebie psów, chcąc uniknąć konieczności wysterylizowania kolejnych suczek – opisują.
Na miejsce dotarła policja i przedstawiciele gminy. Wtedy to gospodarz z częścią zwierząt zamknął się w domu, zabrał również sunię z krwawiącymi ranami. Nie chciał nikogo wpuścić, jednak przekonała go do tego telefonicznie osoba, która wcześniej przewoziła jego psy a zabieg sterylizacji.
– W końcu właściciel pojawił się przed domem i po długich namowach zgodził się wpuścić nas do środka, gdzie naszym oczom ukazało się kolejne kilkanaście psów, w tym kilka szczeniąt. Zwierzaki spały na brudnych szmatach, a stan ich skóry wskazywał na początki nużycy lub grzybicy. Część maluchów już teraz miało wyłysienia, jeden z nich ewidentnie miał chore oczko – opisują krakowscy obrońcy praw zwierząt.
Ostatecznie właściciel psów zgodził się zrzec części zwierząt na rzecz KTOZ (trafiły do Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie), części na rzecz Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Borku, którego pracownicy przyjechali pomóc.
– Teraz czas znaleźć im domy, w których otrzymają odpowiednią opiekę – podsumowują inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa opieki nad Zwierzętami.