fbpx
Kraków

Bunt przedsiębiorców. Planują otworzyć swoje biznesy!

Przedsiębiorcy w całej Polsce mówią „dość” rządowym obostrzeniom w związku z pandemią koronawirusa. W mediach społecznościowych powstała specjalna akcja #otwieraMY, która efektem kuli śnieżnej nabiera coraz większych rozmiarów i coraz większego tempa. Planują włączyć się do niej również krakowscy przedsiębiorcy, którzy wbrew rządowym przepisom, chcą otworzyć swoje biznesy i walczyć o przetrwanie. – Nie mam już innego wyboru i nie mam wiele do stracenia, jeśli nie zaryzykuję i nie ruszę, czeka mnie bankructwo – mówi jeden z krakowskich restauratorów.

Przedsiębiorcy powołują się na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z Opola, który orzekł, że rządowe zakazy w związku z pandemią koronawirusa są niezgodne z konstytucją, a kary nakładane przez sanepid zostały uchylone. Zdaniem sądu obostrzenia wprowadzane przez rząd, to nic innego jak ograniczanie praw i wolności konstytucyjnych, które mogą być sankcjonowane jedynie poprzez wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, a nie rozporządzenie, na które powołuje się rząd.

Od tygodni przedsiębiorcy ostrzegają, że zamknięcie ich biznesów bez wyraźnej pomocy rządu będzie oznaczało widmo zwolnień i bankructwo. Już teraz wiele biznesów zostało zlikwidowanych, inne liczą straty i rosnące długi. Tak samo wygląda sytuacja jednego z krakowskich restauratorów, który jednak póki co chce pozostać anonimowy. – Z myślą o ponownym otwarciu mojego lokalu noszę się od dłuższego czasu. Nie ukrywam, że decyzja sądu z Opola tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę zaryzykować. Inaczej zbankrutuję i restauracja, którą tworzyłem przez ostatnich 15 lat, przestanie istnieć, bo ktoś tak rozkazał, a teraz okazuje się, że zrobił to niezgodnie z prawem – tłumaczy i dodaje, że ostateczną decyzję podejmie po konsultacjach ze swoim prawnikiem, który ma przygotować go na różne scenariusze. – Słyszy się, że tam, gdzie koledzy otworzyli się na klientów, są kontrole i wizyty policji. Trzeba się więc odpowiednio przygotować – dodaje.

Kilku przedsiębiorców dało już przykład i impuls do działania. We Wrocławiu w miniony weekend otworzyły się dwa kluby taneczne, które po północy były pełne osób stęsknionych za zabawą. Restauracje otworzyły też m.in. w Tarnowskich Górach czy w Cieszynie, gdzie wejście do lokalu „U trzech braci” było przez kilka godzin blokowane przez lokalną policję. Przedsiębiorcy z pewnością więc będą musieli przygotować się na spore nieprzyjemności przeszkody w związku ze wznowieniem swojej działalności. Ich zdaniem nie ma jednak innej możliwości, bo dalsze zamknięcie biznesów skończy się tragicznie dla nich samych, ich rodzin, ale również pracowników, którzy od dłuższego czasu nie zarabiają ani złotówki.

Swój bunt planują również stoki narciarskie. Bez względu na decyzje podjęte przez rząd po 17 stycznia, stacje planują otworzyć się na narciarzy i funkcjonować normalnie. Rząd od kilku tygodni zapowiadał, że przygotuje propozycję pomocy, która ma ratować górskie biznesy i poprawić ich sytuację finansową. Dziś wicepremier Gowin ogłosił, że rząd przeznaczy na ten cel miliard złotych, który zostanie przekazany samorządom. Pomoc ma być realizowana na dwa sposoby. Pierwszy o wartości ok. 200 mln złotych zakłada refundowanie umorzeń, które gminy będą mogły zastosować wobec przedsiębiorców. Chodzi m.in. o umorzenie podatku od nieruchomości. W tym przypadku refundacja będzie wynosiła jednak nie 100 a 80 proc. umorzonych opłat. Druga forma pomocy to dotacje do… inwestycji związanych z turystyką. Przedsiębiorcy już teraz mówią, że ogłoszone przez wicepremiera Gowina rozwiązanie nie mają nic wspólnego z realną pomocą i nie wpłynie na poprawę finansową przedsiębiorców, którzy oczekiwali refundacji poniesionych strat, a nie oferty dotacji na kolejne inwestycje, które w chwili obecnej nie są konieczne do ratowania ich biznesu i to, tym bardziej że dotacja pokryje jedynie 40 proc. kosztów ewentualnych inwestycji.

Wydaje się więc, że cierpliwość przedsiębiorców właśnie się skończyła, a rząd powinien przygotować się na powszechny społeczny sprzeciw nie tylko przedsiębiorców, ale także ich klientów.

fot. Pixabay/Free-Photos