fbpx
Rozmawiamy

Paulina Kosiniak – Kamysz, Rodzina i zdrowie są najważniejsze

O tym czy trudno być żoną polityka, świętach u Kosiniaków i Zajączku u dentysty. Zapraszamy na lekturę wywiadu z Pauliną Kosiniak – Kamysz.

 

Wróciła Pani z Warszawy, jak często Pani tam jeździ ?

Nasze wyjazdy do Warszawy są związane i głównie podporządkowane posiedzeniom Sejmu. Dziewczynki uczęszczają do przedszkola w Małopolsce, staramy się więc, to wszystko logistycznie połączyć. Powiedzmy, że raz w miesiącu tam jesteśmy.

I co Pani tam robi ?

Nadrabiam wszystkie zaległości domowe. I tak naprawdę, kiedy już sobie wszystko poukładam, musimy wyjeżdżać. Kiedyś ktoś mnie zapytał, gdzie my mieszkamy, a ja powiedziałam, że na trasie Podolany, bo stacjonujemy głównie u moich rodziców, Warszawa. Śmiałam się też, że mieszkamy w aucie, a nasze dziewczynki przez pierwsze dwa lata swojego życia miały szafę w walizce.

Związki na odległość bywają trudne

Trudne, ale mąż naprawdę bardzo się stara. Niejednokrotnie zdarzyło się, że w ciągu kilku dni na trasie Kraków – Warszawa podróżował 5 albo 6 razy. Pamiętam, raz wyleciał pierwszym samolotem o poranku i wrócił ostatnim pociągiem a następnego dnia ruszał w trasę na Mazowsze. A ja mówiłam dlaczego nie zostaniesz, nie odpoczniesz, a on na to, że chciał się tylko do nas przytulić. To jest autentyczna historia i wtedy chyba pobił swój rekord. Stara się tak skumulować swoje obowiązki, żeby być z nami jak najdłużej i jak najwięcej.

Tęskni Pani za nim?

Bardzo, bardzo, jest to też spotęgowane tym, że nasze córeczki ogromnie tęsknią za tatą, bo są z nim bardzo związane. O poranku, jak ledwo otworzą oczka, pytają – czy jest tatuś ? Codziennie się o niego pytają i ta tęsknota jest ogromna. Ale wiedziałam, co brałam.

Trudno jest być żoną polityka?

Trudno i nietrudno. Mój tata od ponad 20 lat jest wójtem gminy, więc taty więcej nie było w domu niż był. Ale patrząc z perspektywy dziecka, nigdy mi tego taty nie brakowało. Jeździliśmy na wspólne wakacje, na ferie i to mi wystarczało. Wspierała go zawsze mama, więc taki wzór może mam ? Oczywiście jest to inna ranga polityki. Na początku naszej znajomości, mówiłam do męża, że życie mnie wyszkoliło, bo nauczyłam się prasować koszule, co uwielbiam robić, że byłam przez całe swoje życie przygotowywana do tego, żeby być jego żoną. I coś w tym jest. Miałam przykład swojej mamy, która naprawdę nigdy nie wyrzucała tacie, że go nie było. Zawsze go wspierała wtedy, kiedy było trzeba, zawsze była obok. I w pewnym sensie jest to fajne życie, bo na pewno nie jest życiem nudnym.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że ma pani męża troskliwego, zaradnego. Czym to się objawia na co dzień?

Przede wszystkim w takim życiu rodzinnym, domowym, w takich najbardziej prozaicznych czynnościach, sytuacjach domowych. Jest bardzo wrażliwy, kiedy urodziła się Różyczka, popłakał się na sali porodowej. Wtedy pomyślałam, że stał się prawdziwym, dojrzałym ojcem. Jest naprawdę kochany.

Robi śniadanie ?

O, i to jakie ! Ponieważ ja odwożę dziewczynki do przedszkola, kiedy wracam, to stół jest zastawiony królewskim śniadaniem i robi wszystko w domu, a nawet więcej niż by musiał. Uwielbia gotować. To pole do popisu zostawiam mężowi. I na pewno, gdyby był Master Chef wśród polityków, to miałby na pewno pierwsze miejsce.

Popisowe danie to ?

Szakszuka, ale też specjalizuje się w kuchni włoskiej, bo kocha Włochy. Robi przepyszne makarony i bardzo lubi próbować nowości. Kuchnia włoska to jest jego konik.

Całuje Panią na dzień dobry, co mówi jak wstaje?

Oczywiście, że całuje, przytula. Uwielbiamy się przytulać, to też ze względu na to, że w tygodniu żyjemy na odległość.  Szczerze, nie musi nic do mnie mówić rano, tylko żeby po prostu z nami był.

Mąż ostatnio zmienił image. Czyja to zasługa ?

Myślę, że to nasza wspólna inicjatywa. Stało się to naturalnie podczas naszych wakacji, a czynnością, której mój mąż naprawdę nie znosił, było golenie, które zajmuje najwięcej czasu przy porannej toalecie. I wtedy na wakacjach odpuścił i bardzo mi się to spodobało, a przede wszystkim spodobało się to naszym dziewczynkom. I pamiętam, że wróciliśmy z wakacji i następnego dnia mąż wyjeżdżał do Warszawy i już miał się golić. Ja mówię, Władziu jeszcze poczekaj, nie będzie Ci się podobało, to zgolisz. Umówił się więc do barbera. Wtedy było też pierwsze posiedzenie Sejmu, jego zarost wzbudził wiele emocji. I myślę, że  komentarze z zewnątrz i jego współpracowników dodały mu pewności i otuchy, że zmiana jest w porządku i dzięki temu zarost pozostał do dzisiaj.

Ma Pani swoje tajemnice, coś Pani ukrywa przed mężem ?

Ciężko mi teraz coś takiego sobie przypomnieć, bo żyjemy w takim pędzie i wszystko kręci się tak naprawdę wokół naszego życia rodzinnego. Mamy 2 i 3 latkę, które mają niesamowite pokłady energii, więc staramy się skupiać głównie na dziewczynkach. Ostatnio uświadomiłam sobie, że ja nie mam czasu z nikim rozmawiać. Rozmawiam tylko z moim mężem, więc tutaj nie ma miejsca na tajemnice i sekrety. Mamy natomiast mały sekret z dziewczynkami, bo w szafce nocnej męża znalazłyśmy batonik. I Zosia mówi: mamusiu, to będzie nasz mały sekrecik.

Skoro o dzieciach mowa, to jakie dzieci widzi Pani w swoim gabinecie?

Różne. Próchnica, jest to najbardziej rozpowszechniona choroba zakaźna na całym świecie, z czego, mało kto z nas zdaje sobie sprawę. I jeżeli chodzi o stan uzębienia polskich dzieci, jest naprawdę fatalny. I najbardziej niepokojące jest to, że na przestrzeni lat, niestety się to kompletnie nie poprawia, wręcz pogarsza. Niby świadomość naszego społeczeństwa się zwiększa, wiem, jaką wagę przywiązują rodzice do tego, żeby dzieci nie jadły słodyczy, myły zęby, piły tylko wodę, ale gdzieś w czymś tkwi problem, gdzieś się to rozmywa.

Może w pieniądzach, bo usługi dentystyczne są bardzo drogie?

Żeby zęby były zdrowe i efektywność czyszczenia była odpowiednia, to potwierdzają badania naukowe, nie trzeba nawet używać pasty do zębów. Wystarczy samo mechaniczne czyszczenie szczoteczką przy proporcjonalnym, dłuższym czasie szczotkowania. Nasze córki uwielbiają słodycze, zwłaszcza Różyczka. Żyjemy z dziadkami, którzy kochają swoje wnuczki nad życie, więc uniknięcie słodyczy jest niemożliwe. Dla mnie pocieszające jest to, że mają zdrowe zęby, bo sprawdzam im to codziennie przy szczotkowaniu. Jest to moim zdaniem klucz do prawdziwego sukcesu zdrowych zębów. Najczęściej zadawane pytanie w gabinecie stomatologicznym: jaka jest najlepsza pasta i najlepsza szczoteczka? I wtedy rodzic z tyłu głowy ma, że kupił najlepszą pastę, najlepszą szczoteczkę, to zęby będą napewno zdrowe.

Wcale tak nie jest, tłumaczę rodzicom, że to jest tak,  jak z nauką pisania u 2, 3, 4, 5 latków. Nawet siedmiolatek nie jest w stanie dobrze efektywnie wyczyścić swoich zębów. Moja koleżanka czyściła zęby 12 letniemu synowi i nie miał ani jednego ubytku. I nie należy się tego wstydzić, bo to jest klucz do sukcesu zdrowych zębów.

Czy książeczka „Zajączek u dentysty” ma w tym pomóc?

Dokładnie tak. Taki też był cel tej książeczki. Ona się zrodziła w sposób bardzo naturalny. Kiedy ja swojej starszej córeczce Zosi, chciałam wytłumaczyć, dlaczego ważne jest szczotkowanie zębów, co to jest próchnica zębów, dlaczego zęby się psują i szukałam odpowiedniej pozycji i jej nie znalazłam. Napisałam więc do znajomego wydawnictwa, czy nie chcieliby takiej pozycji wprowadzić. Oni powiedzieli, że to świetny pomysł i zaproponowali, żebym to ja napisała. Byłam w wielkim szoku. Jestem lekarzem dentystą a nie pisarką, ale od razu się zgodziłam. Książeczkę napisałam w ciągu jednej nocy, ale z ilustratorką pracowałyśmy ponad pół roku opracowując każdy gest zajączka, kreskę, żeby książeczka spełniła swoją rolę. Chodziło o przekazanie najprostszej techniki szczotkowania zębów, którą dziecko jest w stanie wykonać samodzielnie, oczywiście z pomocą i poprawieniem rodziców. Mówię też o zdrowej diecie i częstotliwości uczęszczania do dentysty, bo to nigdy nie jest  wizyta pierwszo i jednorazowa, tylko musi być cykliczna. I tam właśnie doktor Zajączkowa żegna się z zajączkiem mówiąc – Do zobaczenia już wkrótce.

Uśmiecha się Pani, jest Pani pogodna, szczęśliwa, a czy jest Pani spełniona zawodowo?

Myślę, że tak. Oczywiście trudno jest mi teraz pogodzić taką stuprocentową pracę zawodową z dwójką maluszków, z naszym podróżowaniem między Krakowem a Warszawą, ale staram się to łączyć. Kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, moja koleżanka, zaczęła świadczyć bezpłatne usługi dla pacjentów z Ukrainy, m.in. zapytała mnie, czy nie przyjęłabym pacjentów ortodontycznych? Powiedziałam, że oczywiście, że tak. I w tym momencie prowadzę kilku takich pacjentów, którzy powinni mieć zachowany ciąg wizyt do końca leczenia, oczywiście bezpłatnie. Mam nadzieję, że uda nam się bardzo dobrze skończyć to leczenie.

Czym dla Pani jest rodzina?

Czymś najważniejszym. Zostałam wychowana w domu wielopokoleniowym, gdzie mieszkaliśmy razem z dziadkami i rodzicami. Myślę, że to jest coś wspaniałego, czasem mówię do męża, że chyba na to wszystko nie zasłużyliśmy.

A jak Panią przyjęła rodzina męża?

Najlepiej jak tylko mogła. Z mamą dogaduję się dobrze, mówię, że jest chyba najlepszą teściową. Zresztą, zawsze mnie drażniło słowo teściowa, stąd mówię o niej – mama Ala. I na pewno połączyła nas praca zawodowa, bo mama też jest lekarzem dentystą. Rodzice mamy byli dentystami, więc śmiejemy się, że jest coś, co nas naprawdę połączyło.

 U kogo będzie Wigilia?

U moich rodziców i będzie to Wigilia wspólna. Będzie nas 16 osób. Ponieważ mój brat jest pilotem, a siostra stewardessą, to będzie chyba pierwsza taka Wigilia od kilku lat. Brat doleci wprawdzie tylko na Wigilię, ale strasznie wszyscy się cieszą, tym bardziej, że w tym roku rodzina się powiększyła. Urodziła się długo wyczekiwana córeczka u mojego brata – moja chrześnica, Amelka. Nasze córeczki ją uwielbiają i kochają, więc będzie pełen dom.

A na stole będzie karp czy krewetki ?.

Zdecydowanie karp. Jesteśmy rodziną bardzo tradycyjną, aczkolwiek otwartą na wszelkie możliwe nowości. Ale na pewno będzie karp.

Nie uważa Pani, że polska tradycja jest nazbyt bogata jak na naszą kieszeń?

Zależy, jak kto do tego podejdzie, bo oczywiście sytuacja jest tragiczna dla wielu polskich rodzin, ale my też musimy się w tym wszystkim trochę opamiętać. Kiedy jest niedziela handlowa, nie jesteśmy w stanie przejechać przez miasto, więc to też o czymś świadczy. Musimy troszeczkę zwolnić, zastanowić się, bo w dobie konsumpcjonizmu trochę się zatraciliśmy. Ja sama staram się ograniczać kupowanie ubrań czy rzeczy potrzebnych w gospodarstwie domowym. Nie ma potrzeby gromadzić na zapas. Oczywiście należy pomagać tym, którzy tych rzeczy nie mają, dzielić się z nimi.

Przed Państwem trudny rok. Czeka was kampania wyborcza do parlamentu. Będzie Pani wspierać męża ?

Jak zawsze, każdego dnia. Śmiejemy się z mężem, że jak są kampanie, to nasze życie rodzinne jest najbardziej intensywne. W każdej kampanii byłam w ciąży…,

czy chce Pani nam coś powiedzieć?

Nie, nie jestem w ciąży. Chcę powiedzieć, że ten okres, kiedy nie ma kampanii jest cudowny, bo możemy go w pełni poświęcić rodzinie. Oczywiście będziemy męża wspierać. Dziewczynki są jego najwierniejszymi kibickami, zwłaszcza Różyczka. Oglądają tatę w telewizji, machają, całują telewizor, przytulają, dzwonią, więc będziemy go wspierać ze wszystkich sił. Wspiera go cała rodzina: jego rodzice, siostra i rodzina z mojej strony. To jest dla niego bardzo ważne, chyba najważniejsze.

Jakie są Pani marzenia i plany na przyszły rok ?

Żeby wszyscy byli zdrowi. Tym bardziej, że naszą rodzinę bardzo doświadczył covid. Zdrowie jest najważniejsze: zdrowie dzieci, rodziców, rodzeństwa, najbliższej rodziny, znajomych. Jak jest zdrowie to wszystko się układa. Tak zawsze z Władziem powtarzamy.

 Rozmawiała Grażyna Bekier