fbpx
Obserwator

Pragmatyk, czyli co ma Urynowicz do prezydentury

Bohaterem medialnym mijającego tygodnia w Krakowie jest Wicemarszałek Województwa Małopolskiego Tomasz Urynowicz. Swym oświadczeniem o konieczności wycofania się Sejmiku Województwa Małopolskiego z uchwały antyLGBT wprawił w konsternację zarówno koalicjantów (którzy, jak zawsze, czekają na decyzję z Nowogrodzkiej), jak i opozycję (jak wieść gminna niesie, KO szykuje atak na Marszałka Witolda Kozłowskiego, ale dopiero… po wakacjach). Po co mu to było i czy może mieć związek z ambicjami prezydenckimi krakowskiego samorządowca? Dla Lubię Kraków o sprawie i sylwetce Urynowicza pisze Krakowski Obserwator.

Komentarze były łatwe do przewidzenia. Zarówno te polityków i zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, jak i Koalicji Obywatelskiej. Z jednej strony „unijczyk”, „zdrajca”, „tchórz”, „zaprzaniec”, a także grożenie utratą niepodległości (to oczywiście niezastąpiony prof. Ryszard Legutko), z drugiej pretensje o to, że wicemarszałek obudził się dopiero teraz, gdy możemy stracić pieniądze z UE, choć sam za przyjęciem uchwały głosował.

Urynowicz spokojnie odpowiada, że głosował, ale dziś by już tego nie zrobił. Wskazuje na nieprecyzyjność uchwały, która daje pole do nadinterpretacji, choć przecież w Małopolsce nie dochodzi z jej powodu do aktów dyskryminacji ze względu na orientacje płciową. A skoro uchwała jest nadinterpretowywana i dlatego Małopolska może stracić ogromne środki unijne, trzeba się z niej wycofać – tłumaczy wicemarszałek. I podkreśla, że to pieniądze nie dla niego, ale dla mieszkańców województwa. A ci bardziej od uchwały będącej deklaracją światopoglądową potrzebują inwestycji i wsparcia przy wychodzeniu z kryzysu. Odpowiedzialny polityk nie może więc postąpić inaczej.

Po raz kolejny okazuje się więc Urynowicz w swej drodze samorządowej pragmatykiem, najwyżej ceniącym konkretne działania (hasło „Tylko konkrety!” było zresztą lejtmotywem jego ostatnich kampanii wyborczych). Bo bez względu na to, czy był radnym dzielnicowym, miejskim, czy wojewódzkim, zawsze na pierwszym miejscu stawiał realizację projektów ważnych dla mieszkańców, takich, jak remonty chodników i ulic, budowa nowoczesnych boisk przyszkolnych oraz „Smoczych skwerów”, budowa ścieżek rowerowych, czy walka o czyste powietrze.

Zawsze potrafił też budować wokół nich pozytywne koalicje, czy to w Radzie Miasta Krakowa, czy w Sejmiku Województwa Małopolskiego, gdzie udało mu się przekonać do realizacji programów proekologicznych także bardzo wobec nich sceptycznych radnych PiS.

Nie przypadkiem tuż po ostatnich wyborach samorządowych, komentując perspektywę ewentualnej współpracy z nowym Zarządem Województwa Małopolskiego, prezydent Krakowa Jacek Majchrowski właśnie Urynowicza wskazywał jako osobę, z którą można się dogadać. Dziś stosunki obu panów są nieco chłodniejsze, bo wicemarszałek często krytycznie ocenia posunięcia prezydenta (na przykład jednostronne wycofanie się gminy Kraków z wspólnej budowy Centrum Muzyki), a i ten nie szczędzi mu złośliwości. W kuluarowych rozmowach Majchrowski nie ukrywa podobno, że podejrzewa Urynowicza o ambicje prezydenckie.

Na pytania o plany na przyszłość Urynowicz odpowiada powściągliwie. Podkreśla, że do wyborów pozostały jeszcze dwa lata, a w tak długim czasie na polskiej, bardzo niestabilnej scenie politycznej wiele się może wydarzyć. I dodaje, że przed politykami stoją teraz o wiele poważniejsze zadania związane z wychodzeniem z pandemii i kryzysu. A do ich realizacji niezbędne są środki unijne.

Trudno więc raczej łączyć bezpośrednio wystąpienie marszałka w sprawie konieczności wycofania się z uchwały w sprawie LGBT z jego potencjalnymi ambicjami prezydenckimi. Urynowicz ufa swej politycznej intuicji, która rzadko go zawodzi i widać teraz podpowiedziała mu, że to ostatnia chwila, aby podjąć próbę ratowania tak ważnych dla całego regionu środków europejskich.

Z pewnością jednak coś jest na rzeczy. Z bezpośredniego otoczenia wicemarszałka płyną informacje, że prezydentura Krakowa byłaby naturalnym zwieńczeniem jego drogi samorządowej i okazją do wykorzystania zdobytych w minionych 25 latach doświadczeń, ale… tu znowu włącza mu się pragmatyzm. Wie, że mało prawdopodobne jest wsparcie jego kandydatury przez jedną z dwóch głównych sił politycznych – dla dawnych kolegów z PO pozostaje zdrajcą, który przeszedł na ciemną stronę mocy, czyli do Porozumienia, a dla zakonu PiS zawsze będzie przechrztą z PO, na dodatek zbyt niezależnym w zarządzie województwa. Urynowicz z pewnością pamięta też jednak, że kandydat stricte partyjny nie wygrał w Krakowie wyborów od lat, więc raczej nie wystartowałby również z listy Porozumienia (bez względu na to, czy partia Jarosława Gowina pozostanie w koalicji, zostanie z niej wypchnięta, czy wchłonięta przez PiS).

Wiele zależy więc od dynamiki wydarzeń politycznych najbliższych kilkunastu miesięcy. Nie tylko ogólnopolskich, ale i lokalnych, bo kształt listy kandydatów w wyborach na prezydenta Krakowa zależy przede wszystkim od tego, czy ponownie wystartuje Jacek Majchrowski.

Z pewnością Tomasz Urynowicz pozostaje na dziś jedną z najciekawszych potencjalnych opcji prezydenckich w Krakowie. To doświadczony samorządowiec, potrafiący spojrzeć na miasto zarówno z perspektywy mieszkańca, jak i szerszej, obejmującej uwarunkowania ważne dla metropolii oraz całego regionu. Zna świetne radę miasta, urzędy miejski i marszałkowski. Co ważne, w rozmowach ze współpracownikami ma podkreślać, że priorytetem jest nie start w wyborach, a wypracowanie programu dla Krakowa, który potrzebuje po pandemii i latach marazmu wyrazistego restartu i nadania kierunku rozwojowego.

No i podobno – w przeciwieństwie do większości potencjalnych kontrkandydatów – Tomasz Urynowicz z wielką przyjemnością zmierzyłby się w wyborach z Jackiem Majchrowskim. I go rzecz jasna pokonał, bo przegrywać nie lubi.

Krakowski Obserwator